04/05/2015

Pupa, łydka i gęba czyli o formie po gombrowiczowsku

Czymże jest forma?
     Forma jest niewiele młodsza od człowieka uspołecznionego - jej użytkownika, który odrywając się w drodze swojej ewolucji od świata natury, dostrzegł w niej narzędzie organizacji życia społecznego, czynnik porządkujący rzeczywistość i relacje międzyludzkie. Witold Gombrowicz stwierdza: przez formę rozumiem wszelkie nasze sposoby uzewnętrzniania się: słowa, idee, gesty, postanowienia, czyny, etc., traktując jednocześnie formę jako rodzaj maski lub też roli odgrywanej na użytek otoczenia, w zależności od tego, kto je stanowi. Jest więc forma swoistym pancerzem, z jednej strony skutecznie skrywającym prawdziwe oblicze jednostki, ze strony drugiej – ograniczającym swobodę jej ruchów. Nieodłączną cechą formy jest to, że wynika ona wprost ze społecznego kontekstu, w tym przypadku ze wzajemnego oddziaływania ludzi na siebie. W jego wyniku jedni formę narzucają, inni ją przyjmują, co jest zwykle skutkiem i obrazem społecznego uszeregowania jej użytkowników. Formę – rolę, maskę - narzuca zawsze ten, kto w hierarchii zajmuje pozycję wyższą wobec przyjmującego i jest to zasada obowiązująca we wszystkich środowiskach (szef wobec podwładnego, nauczyciel wobec ucznia, rodzic wobec swego dziecka, itp.). Narzucający jednocześnie uskutecznia własną formę, zaś w każdej z form znajduje się zespół wyobrażeń i oczekiwań, przeznaczonych do obustronnej realizacji. I tak uczeń będzie grał rolę ucznia, zgodnie z oczekiwaniami nauczyciela, który również wcieli się w swoją rolę, ustaloną w zbiorowych wyobrażeniach. Wskutek tego, każdy z nich, przyjmie wobec drugiego określony sposób zachowania się i wyrażania siebie: gestykulacji, mówienia, wzajemnego traktowania się, manier. Gdy określona interakcja dobiegnie końca, użytkownicy będą mogli przystąpić do odegrania jakiejś kolejnej roli w teatrze życia, bowiem niemal nigdy nie jest tak, że przestajemy „aktorzyć”, o czym Gombrowicz, w charakterystyczny dla siebie sposób, mówi wprost: nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę, a przed człowiekiem schronić się można jedynie w objęcia innego człowieka.

Pupa, łydka, gęba - to Gombrowiczowskie określenia formy, które pojawiają się w różnych okolicznościach i etapach życia człowieka. Jest interesujące, że są one identyczne z nazwami elementów ludzkiego ciała, które samo również jest swoistą formą - jestestwa każdego człowieka.

Pupę
przypisał Gombrowicz nie tylko wiekowi dziecięcemu, ale też wszelkim cechom dziecięctwa: niesamodzielności, niedojrzałości, niewinności (nieświadomości), nawet jeśli ujawnią się one w dorosłości. Pozwala to zrozumieć, dlaczego początkujący pisarz, 30-latek Józio, wskutek zdemaskowanych przez prof. Pimkę braków edukacyjnych i ogólnej niedojrzałości, powraca do szkoły, by przyjąć w niej na siebie ponownie rolę ucznia, narzuconą mu przez wielkiego Zdrabniacza, belfra klasycznego. Wpędzony w niedojrzałość, Józio długo nie potrafi wyjść z roli malusia, tym bardziej, że nad jego zielonością pochylą się troskliwie również profesor Bladaczka i nauczyciel łaciny, a  utrwali ją widok innych upupionych gimnazjalistów. Podporządkowany systemowi szkolnemu Józio będzie – wraz z kolegami – poddawany schematom wychowawczym i edukacyjnym kadry pedagogicznej dyrektora Piórkowskiego: odzierany z chęci do nauki, samodzielnego myślenia i działania, ciekawości poznawczej. Co ważne, ten nieefektywny system szkolny - którego filarem są nie tylko przestarzałe metody nauczania, ale też byle jacy, bezbarwni, oderwani od życia, zdziwaczali nauczyciele - cieszy się wsparciem rodzin gimnazjalistów, których matki z radością obserwują ich zakotwiczanie w dziecięctwie. A gdy monotonię szkolnego życia przerwie na chwilę próba buntu przed upupianiem i uświadomiony Miętus zmierzy się z niewinnym Syfonem w pojedynku na miny (równie dziecinnym), okaże się, że i chłopaczyska, i chłopięta nie mają żadnego wpływu na zmianę szkolnej rzeczywistości, panującej w niej  hierarchii, odwiecznego układu uczeń – nauczyciel.

Z łydką zetknie się Józio  w domu Młodziaków, których znaczące nazwisko znakomicie wpisuje się w znaczenie tego określenia. 
Źródło
Ponieważ w dwudziestoleciu międzywojennym młode kobiety po raz pierwszy skrócą długość sukni do obnażonych w ten sposób łydek,  ta część ciała stanie się u Gombrowicza symbolem wszystkiego, co potocznie kojarzy się z młodością, a więc: atrakcyjności fizycznej, zdrowia, energii, aktywności, zuchwałości, bezczelności, preferowania nowoczesności, swobody obyczajowej i lekceważenia tradycji. Właśnie taka jest Zuta Młodziakówna, w czym ochoczo wspierają ją, wtórujący jej w tej nowoczesności, rodzice. Nie przeszkadzają im braki podstawowej wiedzy u córki, są natomiast dumni z powodu jej urody, niezależności, naturalności, nonkonformizmu, nowoczesnego i higienicznego trybu życia (uprawianie sportu, dbałość o kondycję fizyczną). Zuta bywa wyniosła w stosunku do rówieśników i opryskliwa w odniesieniu do starszych, nawet jeśli miałyby to być autorytety – tym imponuje nie tylko rodzicom, ale też pokaźnej grupie rozmaitych mężczyzn, którym wydaje się z tego powodu szczególnie pociągająca. Jednakże obojętność Zuty wobec miłosnych zabiegów Józia i jego niedowierzanie autentyczności postawy życiowej Młodziaków, doprowadzi do stopniowego zdemaskowania aktorów tego awangardowego widowiska – najpierw poprzez ślady ich niepokoju wywoływanego drobnymi prowokacjami Józia („urozmaicanie” kompotu, zabawa słowem mamusia, zlecenie dla żebraka) następnie – już otwarcie – w postaci wzburzenia perspektywą romansowania Zuty z podstarzałym Pimką. Dzięki diabelskiemu pomysłowi „epistolograficznemu” Józio dowiedzie, że „nowoczesność” i wyzwolenie z obyczajowych przesądów Młodziaków mają swoje granice i są w gruncie rzeczy fasadą tradycyjnych mieszczańskich przekonań i przyzwyczajeń.

Źródło
Spośród wszystkich, występujących w Ferdydurke, określeń formy, najczęstszym i najbardziej pojemnym znaczeniowo jest gęba. Dzięki Gombrowiczowi dziś jednoznacznie kojarzymy ją z maską, z fałszowaniem, bądź ukrywaniem prawdziwego wizerunku. I nie sposób nie zgodzić się z faktem, że wszyscy przybieramy określone gęby, w określonych sytuacjach życiowych, wobec określonych osób. W powieści – jak w życiu – pojawia się bardzo bogata galeria gąb. Szczególnie wyraziste i przerysowane gęby przybierają Syfon i Miętus, choć każdy z nich inną (zwłaszcza podczas pojedynku: pierwszy budującą i piękną, drugi burzącą i szpetną). Gębę zmienia, w zależności od potrzeb, również Pimko (raz ma gębę belfra klasycznego, innym razem nocnego amanta) podobnie jak pensjonarka Zuta, inżynierostwo Młodziakowie, czy Józio – z inną gębą w szkole i inną wobec Młodziakówny. Pojawia się ona również w tradycyjnym środowisku ziemiańskim, kolejnej przestrzeni powieści. Dominują tu dwa główne typy gąb – pańska i chłopska. Pierwsza należy do spadkobierców szlacheckiego rodu Hurleckich z Bolimowa, drugą nosi służba i mieszkańcy okolicznych wsi. Oba ich typy mają charakterystyczne cechy, co szczególnie dobrze obserwuje się w związku z relacjami łączącymi obie warstwy społeczne. Jest więc, uświęcona wielowiekową tradycją, harda i pełna pychy gęba pana, należąca do Konstantego i Zygmunta Hurleckich – bogatych obiboków, konsumentów, posiadaczy podległej sobie służby, rozkazodawców pełnych wyższości (i nierzadko okrutnych). Tuż obok obecna jest gęba chama, czyli chłopa służącego we dworze, albo wieśniaka zza miedzy. Na tej drugiej gębie widać zapóźnienie cywilizacyjne, brak wykształcenia, nawyk ciężkiej pracy, akceptację złego losu, pokorę, uniżoność i… niechęć do zmiany tego stanu rzeczy: gdy Walek weźmie po pysku od Józia, nie tylko nie uniesie się gniewem albo żalem, ale z podziwem zauważy, że Józio potrafi bić, jak przystało na pana. A kiedy Miętus zapragnie założyć Walkowi gębę parobka zbratanego z paniczem, pierwszy doniesie o tym Hurleckim inny służący, Franciszek, niewyobrażający sobie podobnych poufałości, ani tego, by zbratany z parobkiem panicz mówił gwarą, chodził boso i pospołu ze służbą wyśmiewał państwa. Gęby tak bardzo zrośnięte są ze swymi nosicielami, że próba zmiany ustalonego porządku i hierarchii gąb w tym środowisku, zakończy się absolutną awanturą, powszechną bijatyką.

Przed gębą nie ma ucieczki?
Istotne jednak nie jest to, jaką maskę w danej chwili nosimy, ale to, że zawsze musimy jakąś nosić. Prowokują to niezliczone okoliczności i przyczyny, czego przykładem w Ferdydurke jest historia Józia Kowalskiego (bohatera na wskroś typowego), który usiłując uzewnętrznić się wobec innych ludzi, używa określonych form (kolejno biernego uczniaka, zakochanego młokosa, obserwatora form przybieranych przez innych ludzi), odkrywając jednocześnie, że one go - bardziej lub mniej - zniekształcają. I choć czuje się w ten sposób zafałszowany, nieautentyczny, zaczyna stopniowo rozumieć, że nie potrafi uciec od ustalonego systemu masek, ról, gąb i związanych z nim postaw, gestów, działań.  Wygląda też na to, że niewiele jest sytuacji, w których możemy pozwolić sobie na zdjęcie maski: nie nosimy jej właściwie tylko w trakcie snu i wówczas, gdy towarzyszy nam przekonanie, że jesteśmy absolutnie sami, ponieważ, jak stwierdził Gombrowicz: (…) forma nasza tworzy się głównie w sferze międzyludzkiej – jakiejkolwiek i gdziekolwiek, ale zawsze. Jedyną pociechą może być odkrycie, że choć przed gębą nie ma ucieczki, wszakże można tworzyć własną formę w pełni świadomie i najodpowiedniej dla siebie wykorzystywać ją w relacjach z otoczeniem.
Przy okazji rozważań na temat formy postaje pytanie, czy – skoro uwiera ona człowieka i czyni go zakłamanym – jest bytem szkodliwym i niepotrzebnym? Nie sposób uzyskać tu jednoznaczną odpowiedź. Otóż wydaje się, że forma pełni również pożyteczne funkcje: jest narzędziem uspołeczniania człowieka w dobrym znaczeniu tego poęcia, kształtuje i wzbogaca jego osobowość, uczy bogatej gamy zachowań w określonych sytuacjach, co jest tym ważniejsze, że większość z nas (a może wszyscy?) nie wyobraża sobie funkcjonowania w społeczeństwie bez form - wędzidła wprawdzie, ale niezbędnego. Poruszamy się w świecie form pisanych i niepisanych, i jeśli planujemy osiągać założone cele, sukcesy, musimy się do  nich stosować. Przyjęcie formy umożliwia ponadto człowiekowi również ochronę sfery jego intymności, czego potrzebuje większość z nas.
Są więc formy trwale zakorzenione w sferze kultury.  Inną rzeczą jest, że użytkownicy formy, gęby, maski (zarówno jako „biorcy” i jako „dawcy”) są bardzo zróżnicowani – stąd rozmaite jej wynaturzenia, mające czasem charakter komiczny, a czasem żenujący, czego obraz w znakomity sposób utrwalił Gombrowicz w Ferdydurke. Pokazał on, że szczególnie silnie uwidaczniają się śmieszność i sztuczność formy, gdy istnieje duża rozbieżność między odgrywaną rolą, a prawdziwym wizerunkiem człowieka – jak np. w przypadku Pimki, podstarzałego adoratora pensjonarki Zutki, w masce autorytetu wychowawczego, lub też Konstantego Hurleckiego, tchórza gotowego w opresyjnej sytuacji chować się na szczycie pleców swoich towarzyszy, a na co dzień odgrywającego rolę nobliwego potomka szlacheckiego rodu. Obaj panowie okazują się dzieckiem podszyci w momentach demaskowania. Okazuje się, że mimo przyjętej pozy, zdarza im się zachowywać infantylnie. Przy okazji eksponuje to skłonność do hipokryzji. 
Mimo zabawnego przebiegu zdarzeń w Ferdydurke, mamy w tej powieści do czynienia z formą nienajlepiej służącą ludziom, kiedy to umożliwia ona realizację działań z niskich pobudek, np. w celu ograniczania czyjejś wolności, kreatywności, stosowania przymusu, narzucania opinii, manipulowania. Gombrowicz zwraca uwagę, że często ma to miejsce w relacjach: dojrzali – niedojrzali, starzy – młodzi, aktywni – bierni. Egzekutorami narzucanych form w tym przypadku są zawsze dojrzali, starzy, aktywni. Zaś niedojrzali, młodzi zwykle biernie podporządkowują się im, z mniejszym lub większym oporem, jak uczniowie wobec Bladaczki, który dekretuje po prostu, że Słowacki wielkim poetą był i basta. Zatem starzy i dojrzali z upodobaniem upupiają młodszych, wikłają ich w zachowania, pozy, słowa malusiów - by nad nimi panować, mieć  kontrolę, utrzymać ich w niedojrzałości. Od czasu do czasu kompromitują się jednak ujawniając własną śmieszność i infantylizm, dowodząc słuszności Gombrowiczowskiej tezy: nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę (…). Przed pupą zaś w ogóle nie ma ucieczki.


Wszystkie teksty na tej stronie są mego autorstwa.
Nie zezwalam na ich kopiowanie i publikowanie bez mojej zgody.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentuj zachowując zasady kultury - jeśli zechcesz je lekceważyć, Operator połączeń międzyplanetarnych odeśle cię w kosmiczny niebyt:)